sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 1. 'Drink Or Be Drunk?'



Ten rozdział dedykuję kochanej Miss Nothing, za cierpliwość i ciągłe motywowanie mnie. 
Dzięki Tobie skarbie, najwyraźniej jeszcze nie straciłam wiary.  ♥


~I~

Uniosłam powieki, czując na policzkach jakiś ciepły, zbłąkany promień, który przebił się przez szybę i ukradkiem wpadł do mojej sypialni.  To on był powodem mojej jakże wczesnej pobudki.
Usiadłam na łóżku i leniwie przecierając oczy zaczęłam uwalniać się z pościeli.
W pokoju było duszno. Nie czekając ani chwili, podniosłam swoje cztery litery,  po czym udałam się w stronę okna, aby nieco je uchylić. Następnie powędrowałam do łazienki.  Tam czekała mnie gorąca kąpiel i poranna toaleta.
Od niechcenia spojrzałam w lustro.  Zobaczyłam w nim tą samą żałosną postać,  którą zwykłam witać codziennie rano.  
Blada, alabastrowa cera odbijała się w półprzytomnym świetle żarówki, jakby była odblaskowa. Włosy w kolorze ciemnej czekolady, tylko podkreślały jej bladość.
- Ohyda…-westchnęłam, po czym zsunęłam z siebie górną część piżamy. Chwilę później odkręciłam kurek i uwalniając strumień gorącej wody, wlałam mój ulubiony, różany płyn do kąpieli.
Następnie pozbyłam się reszty ubrań i weszłam do wanny.
Moje ciało doznało jakby szoku. Woda była naprawdę gorąca, tak jak lubiłam najbardziej.
Przymknęłam powieki  i  osuwając  się w głąb wanny, oparłam się o jej brzeg.
Zrobiłam kilka głębokich wdechów i rozluźniając wszystkie swoje mięśnie oddałam się tej błogiej kąpieli.
Leżąc tak chwilę w bezruchu, zrozumiałam, że relaks nie był mi dany, bowiem na dole rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
Błyskawicznie wyskoczyłam z wanny i owijając się w drodze ręcznikiem, brnęłam w dół po schodach.
To co zobaczyłam jednak przerosło moje oczekiwania.
- Mamo? - Dłonie kobiety ślizgały się po mokrej podłodze, od czasu, do czasu natrafiając na nowy odłamek szkła. Nie mogłam dłużej przyglądać się temu jak ostatkami sił walczy z podłogą. Pochyliwszy się nad nią, załapałam ją za ramię i stanowczo pociągnęłam ku górze.
- Zostaw mnie! Dam sobie radę - wymamrotała.
- Nie mamo, nie dasz... - Mimowolnie pomogłam jej się podnieść. Kiedy stanęła na równych nogach spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, który miał w sobie jakąś cząstkę wdzięczności.  
Odwracając wzrok, udałam się do swojego pokoju. Modliłam się, by ten żałosny obraz szybko opuścił moją głowę.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Czując chłodną, opalizującą kroplę spływającą po moim policzku, utwierdziłam się w swojej godnej pożałowania bezsilności, która po chwili przerodziła się we wściekłość.
Przymknęłam powieki i po raz kolejny wzięłam głęboki oddech. Kiedy kolejna łza wyrwała się z resztek mojej godności, pobiegłam do łazienki. Zmyłam z twarzy ten cały wstyd, który towarzyszył mi z każdą uronioną przeze mnie łzą. 
Gdy już poczułam się lepiej, opuściłam pomieszczenie i wróciłam z powrotem do swojego pokoju. Zrzuciłam ręcznik i jednym ruchem otworzyłam drzwi szafy. Wyciągnęłam swoje potargane jeansy, koronkową bieliznę i lekko pognieciony, czarny T-shirt z Black Sabbath. Gdy moje ciało nie było już nagie, usłyszałam ciche westchnienie dobiegające z krańców pokoju. Odwróciłam twarz w stronę okna, a następnie zamarłam. Na moim parapecie rezydował zielonooki brunet z wymalowanym szerokim uśmiechem na ustach.
- Conor?! Co ty tu robisz? - Wydarłam się z niedowierzaniem.
- Masz bardzo apetyczne pośladki, Melanie. - zaśmiał się i poruszył wymownie brwiami. Chwyciłam poduszkę i cisnęłam nią prosto w jego twarz, jednak cwaniak uniknął ciosu. - Wyluzuj. Już nie mogę odwiedzić swojej najlepszej kumpeli?
- Jak się tu dostałeś? - zmarszczyłam brwi, lustrując wzrokiem otwarte okno.
- Nie było trudno. Wszystko było warte swojej ceny - znów ten uśmiech.
- Jak długo tu siedziałeś? - spojrzałam mu głęboko w oczy z niemałym poirytowaniem, a on tylko odpowiedział uśmiechem.
- Wystarczająco długo. - powiedział po chwili, i w zamyśleniu przeczesał ręką swoje zmierzwione włosy, po czym wbił wzrok w moją zarumienioną twarz. - Dobra, nie wdrapywałem się tutaj tak bez powodu. Mam dwa bilety na ten sobotni koncert AC/DC w Seattle i przyszedłem spytać cię, czy pojedziesz tam ze mną.
- Pierdolisz! - niemalże krzycząc wpadłam mu w ramiona. - Jesteś pewien? 
- To za tą koronkową bieliznę. - Wyszczerzył się, a ja zgromiłam go spojrzeniem. - No dalej mała, nie złość się. 
- Idiota! - parsknęłam nieopanowanym śmiechem. 
- Chodźmy się czegoś napić. - zaproponował, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. O dziwo nie protestowałam.
Kiedy opuściliśmy dom, Conor objął mnie ramieniem. Nucił coś, co przypominało refren You Shook Me All Night Long i patrzył w jakiś nieokreślony punkt na chodniku. Wyglądał na totalnie nieobecnego. Szturchnęłam go lekko w ramię, by przywrócić go do rzeczywistości. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko i oddał gest ze zdwojoną siłą. Postanowiłam nie dawać za wygraną i jak najmocniej przepchnęłam go na drugą stronę chodnika. 
Niewinne zaczepki przerodziły się szczeniacką wojnę. Na zmianę podkładaliśmy sobie nogi, śmiejąc się przy tym jak małe dzieci. 
Przejeżdżający obok rowerzysta, popatrzył na nas jak na debili. Oboje nie wzruszeni pokazaliśmy mu środkowy palec.
Minęło może czterdzieści minut zanim dotarliśmy do knajpy. Zajęliśmy nasze ulubione miejsce w rogu baru i złożyliśmy zamówienie.
Po niecałych pięciu minutach barmanka przyniosła nam chłodzoną tequilę. Conor precyzyjnie napełnił kieliszki trunkiem, a następnie przysunął jeden w moją stronę. Niepewnie zmierzyłam wzrokiem alkohol, a następnie spojrzałam na chłopaka. On natomiast wziął kawałek limonki i przejechał językiem po jej wierzchu.
- Za naszą przyjaźń - powiedział po chwili i uniósł kieliszek. Uśmiechnęłam się tylko i pozwoliłam na toast. Gdy już opróżniłam naczynie, czułam wzniecający się w moim przełyku ogień.
 - Masz, zagryź - wsadził mi do ust limonkę, która automatycznie ukoiła moje palące gardło. Uśmiechnęłam się figlarnie chwytając za butelkę tequili. 
Dzień w końcu dopiero się zaczynał.








_______________________________________________________________________________

No więc oficjalny pierwszy rozdział już mamy. :D
 Pomimo tego, że skończony był już dawno temu, ciągle wahałam się nad opublikowaniem go. 
Czy warto kontynuować tego bloga?


~ Ramonie


piątek, 16 maja 2014

Rozdział 0. 'Beginning'




Usłyszałam głośny trzask domykających się drzwi. Ciarki przeszły mi po plecach.
Czyżby mama wreszcie wróciła?
Wstałam z krzesła i zeszłam na dół sprawdzić, gdy nagle coś odrzuciło mnie na ścianę tak, że mocno uderzyłam się w tył głowy. 
Poczułam intensywny zapach alkoholu.
- Mamo…- wyjęczałam przez zaciśnięte zęby patrząc kobiecie prosto w bursztynowe oczy.
- Nawet nie wiesz ile życia na ciebie zmarnowałam – powiedziała zimnym tonem nienaturalnie rozdzielając sylaby. Dobrze znałam ten głos. Znowu piła…
- Mamo, proszę uspokój się - wydukałam. Ta natomiast uniosła prawą rękę, w której trzymała butelkę whisky. Dopiła ostatni łyk i zamachnęła się tak, by wycelować prosto we mnie. Ku mojemu zdziwieniu, butelka wyślizgnęła się z jej drżącej dłoni i z niemałym hukiem rozbiła o podłogę. Poczułam wielką ulgę.
Podeszłam do mamy wymijając kawałki szkła i wzięłam ją pod rękę. – Chodź, położysz się - powiedziałam. W ramach protestu usłyszałam parę wyzwisk. Nie przejmowałam się tym jednak. Wiedziałam, że to nie była moja matka i że jutro znów ją odzyskam.
- Dobranoc mamo – rzuciłam przykrywając ją kocem, a ta odburknęła coś przyćmiona alkoholem.
Usatysfakcjonowana szybkim opanowaniem sytuacji zaczęłam sprzątać fragmenty szkła po Johnnie Walkerze, który wtedy był w domu niemalże na porządku dziennym.
Chwilę później przeniosłam się do swojego pokoju. Włączyłam mojego walkmana i rzuciłam się na łóżko. W słuchawkach rozbrzmiewał dobrze znany mi kawałek Led Zeppelin - Stairway to Heaven.
Przymknęłam oczy i tęsknie wsłuchiwałam się w utwór, chwilę później zalałam się łzami.
Nie potrafiłam wiecznie udawać, że wszystko jest w porządku. Smutek rozdzierał moją duszę na milion pierdolonych kawałków.
Miałam ochotę uciec. Tak po prostu zniknąć, zapaść się pod ziemię i zostać zapomnianą. Ale nie byłam w stanie zostawić tak tego wszystkiego. 
Te wszystkie gesty ze strony matki, które zmuszały mnie bym odeszła, jeszcze bardziej przytwierdzały mnie do ziemi. Wszystkie te słowa przepełnione jadem i okrucieństwem, nie pomogły mi pogrzebać swoich marzeń o normalnej rodzinie.
Moja matka mnie potrzebowała, chociaż sama nie zdawała sobie z tego sprawy.
 Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Trwał letni wieczór. Kolejny, nudny, wakacyjny dzień dobiegał końca. Postanowiłam zatem się przewietrzyć. Uwielbiałam spacery w blasku księżyca. Wtedy Portland nabierało tego specyficznego wizerunku.
Stanęłam przed lustrem, starłam łzy z twarzy, narzuciłam na siebie moją skórzaną kurtkę i nawet nie oglądając się, wybiegłam z domu.
Na dworze było o wiele przyjemniej. Przymykając powieki wzięłam głęboki wdech czując jak słodkie powietrze wypełnia moje płuca. Miałam tylko siebie, niezbędny mi tlen, zieloną trawę i to bezchmurne niebo, na którym czasem po zachodzie słońca ukazywały się gwiazdy.
Sięgnęłam do kieszeni kurtki i wyjęłam z niej paczkę czerwonego Marlboro. W środku znajdowała się również zapalniczka. Zastanawiając się dłuższą chwilę, wyjęłam papierosa, włożyłam go sobie do ust. Uwalniając ciepły płomień, odpaliłam fajkę. Poczułam tę przyjemność, którą nikotyna zwykła zaspokajać moje płuca. 
Jedyne czego mi teraz brakowało to rozmowy.
Wiedziałam dokąd  zawsze mogłam się udać.
Pogrążając się we wspomnieniach brnęłam wzdłuż ciemnych ulic Portland. Nie minęło nawet piętnaście minut, a już byłam na miejscu. Otwarłam bramę, przedostałam się na drugą stronę cicho ją zatrzaskując. 
Doskonale znałam to miejsce…
Wiatr jakby zamknął mnie w objęciach. Poczułam dziwne mrowienie w okolicach kręgosłupa.
Jeszcze tylko kilka kroków…
- Cześć, tato…- wyjąkałam. Odpowiedziała mi cisza...
Przykucnęłam przy marmurowym pomniku i zaczęłam zastanawiać się po co tutaj tak naprawdę przyszłam. Zamyślona przejechałam opuszkami palców, po wyrytych na nagrobku literach, które układały się w imię mojego taty. 
Tylko mój ojciec był jedyną osobą, która była w stanie mnie zrozumieć. W chwili kiedy mnie opuścił, zostawił mnie całkiem samą w ramionach tego okrutnego świata.
Byłam bezradna.

Słońce całkowicie zaszło, a opustoszały cmentarz wydawał się jakby bardziej niebezpieczny niż dotychczas.
Mimo wszystko byłam dziwnie spokojna. Wpatrywałam się nieobecnym wzrokiem w stojący przede mną pomnik.
Nie wytrzymałam jednak zbyt długo. Pozwoliłam łzą płynąć...
Ponownie.




No więc coś się pojawiło...

Rzecz w tym, że nawet nie wiadomo co to konkretnie jest. To coś jak nie prolog i jak nie rozdział. W każdym razie potraktujmy to jako wstęp/rozgrzewkę, która ma wam wskazać drogę do wnętrza bohaterki i zaprowadzić was do rozdziału. 


Dziękuję, za wspaniałe komentarze i wyświetlenia.

wtorek, 21 stycznia 2014

~ Prolog. 'Dream'


Było ciemno, a on przyglądał się jej twarzy jakby zgubił w niej swój umysł. Lustrował ją spojrzeniem. Analizował centymetr po centymetrze. 
Jego głos był dla niej ukojeniem. Nie skupiała się na słowach płynących z jego ust. Wsłuchiwała się w rytm jego bijącego serca.
Wzrok kierowała na zmysłowe usta, jakby oczekując pocałunku.
Głęboko spoglądała mu w oczy, niemalże czując jego czystą duszę. Była tak namacalna, nie trzeba było wyciągać rąk by jej dotknąć. Patrzyła na świat jego oczami, dostrzegając  tam własne odbicie wymieszane ze światłem księżyca. 
Obraz smutnej dziewczyny, pełnej wątpliwości, bezsilnej, skopanej przez życie.
- Wszystko czego nam potrzeba, to tylko odrobina cierpliwości - wymruczał, po czym  zniknął w senną otchłań...